Meryiel
Aktywny użytkownik
Dołączył: 19 Paź 2010
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Nibylandii Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:46, 13 Mar 2011 Temat postu: Wywern's Story |
|
|
Proszę o skasowanie tematu "Wywern's Story" w Fantastyce.
***
Bla, bla, bla... Asasynów zaraz wkleję do końca, a na razie cieszcie się i radujcie tym... czymś. A przynajmniej opowiadaniem, jak mniemam.
Marianna Weronika Grabowska
Dla Rodziców, Ady, Czarka i wszystkich przyjaciół ze SPORE-forum.
Prolog
Przez ciemną przestrzeń kosmosu sunął powoli ogromny żółw. Na jego skorupie stały cztery słonie, a z kolei na ich grzbietach leżał Świat Dysku. Nie będziemy jednak o nim rozmawiać, ani o autorze pewnej popularnej serii książek, który jest jedną z niewielu osób należących do grupy ludzi zdających sobie sprawę z istnienia innych wymiarów. „Dlaczego, więc o nim wspominasz?”, spytasz zapewne. Otóż dlatego, że pewnej bezchmurnej nocy, ujrzałam na niebie dziwny obiekt, którego na początku wzięłam za statek obcych. Bardzo się przeraziłam. Gdy wtem, zorientowałam się, że ten podejrzany, latający obiekt ma… płetwy! Niestety, nim zdążyłam mu się lepiej przyjrzeć, obiekt znikł.
Niedługo potem odkryłam, że czasoprzestrzeń między wymiarami, często zostaje zakłócona. Prawdopodobnie dzieje się tak przez czarne dziury, albo nieznane anomalie. Gdy zostaje zakłócona czasoprzestrzeń, zostaje na chwilę otwarta „dziura”, między wymiarami, przez które czasami wydostają się różne „obiekty”. Na szczęście wszystko po chwili wraca do normy, a „obiekty” powracają do swojego wymiaru. Istnieje jednak szansa, jeden do miliona, że czasoprzestrzeń „załata dziurę”, zanim zdąży odebrać swoją własność z innego wymiaru.
Ciekawe jest to, że szansa „jeden do miliona” prawie zawsze się sprawdza…
***
Budynek klubu Peruwiańskich Arystokratycznych Wywern, a w skrócie; PAW, mieścił się na rynku, w samym centrum miasta Dragonwall, pomiędzy zakładem kowala PalNąłem, a sklepem z obuwiem „Ryjko”. Jak w każdą środę, w budynku PAW, na sali konferencyjnej odbywało się zebranie, na którym członkowie klubu dyskutowali o różnych sprawach.
- Tak dłużej nie może być! – CharlieIFabrykaZapałek, jeden z członków PAW, stał z krzesła i ze swoją arystokratyczną gracją, uderzył szponami w stół. – My, wywerny, zawsze byłyśmy dyskryminowane przez te przeklęte smoki! W czym niby one miałyby być lepsze od nas?! Są takimi samymi gadami jak my! A kto zawsze występował w baśniach? Komu na obiad serwowano dziewice? Smokom!
- Dziękujemy za tą godną uwagi mowę, CharlieIFabrykoZapałek – przerwał mu przewodniczący PAW.
- Sir CharlieIFabrykoZapałek – poprawił Sir CharlieIFabrykaZapałek i opadł na krzesło, które głucho zatrzeszczało pod jego ciężarem.
Sala konferencyjna nie była wielka, ale nie była też mała. Była w sam raz, aby pomieścić około dwadzieścia peruwiańskich, arystokratycznych wywern. Sala znajdowała się w piwnicy, więc było dość ciemno i wilgotno. Pośrodku pomieszczenia znajdował się trójkątny, dębowy stół, na którym wiecznie stały czarne, zwiędłe kwiaty. Odrobinę światła i mroczny klimat nadawały lampiony zrobione z ludzkich czaszek. Oczywiście, nie były to prawdziwe ludzkie czaszki, ponieważ wszystkie małe smoczątka, wywerny i inne gady, wiedzą, że ludzie istnieją tylko w bajkach. Ci wszyscy straszni pogromcy smoków, rycerze, myśliwi, to tylko wymysły dorosłych, gadzich rodziców i pretekst, aby po każdym posiłku mała pociecha myła zęby, albo kładła się spać nie później niż po północy.
W sali rozległy się szepty.
- Całkowicie popiehram Sihr ChahrliegoIFabhrykęZapałek – Sir ŻeTę powstał ze swojego miejsca. – Uważam, że wywehrny, powinny mieć hrówne phrawa ze smokami!
- No właśnie! Dlaczego tylko smoki mogą zasiadać w radzie magicznej?! – uniósł się Sir MamToWNosie.
- Może dlatego, że potrafią posługiwać się magią…? – stwierdził nieśmiało jeden z członków klubu, ale Sir MamToWNosie, uciszył go znaczącym spojrzeniem.
- Albo dlaczego wszystkie od razu mają tytuły szlachetne? My musieliśmy na nie ciężko zapracować, a one już się z nimi rodzą! – oburzył się Sir MamTytułSzlacheckiWięcMiNiePodskoczysz.
Wywerny ze zrozumieniem pokiwały głowami i wydały z siebie okrzyki oburzenia. Nie trwało to jednak długo, gdyż przewodniczący PAW uciszył wszystkich głośnym warknięciem.
- Cisza! Panowie, pamiętajcie, że jesteśmy arystokratami, a arystokraci zawsze zachowują powagę i starają się ukrywać swoje negatywne emocje.
Wywerny uspokoiły się nieco i zaprzestały okrzyków. Przez chwilę panowała całkowita cisza, zakłócana jedynie pojękiwaniem Sir JaZawszeDostajęLanie, którego tytuł szlachecki mówi sam za siebie.
- Dobrze – powiedział spokojnie przewodniczący PAW. – Urządzimy głosowanie! Kto jest za tym, aby zakończyć tę „niesprawiedliwą dyskryminację” – tu przerwał na chwilę i zastanowił się, czy aby na pewno użył odpowiedniego określenia. – Kto jest za, ogon w górę – kontynuował po chwili.
Wszyscy członkowie klubu unieśli ogony.
Banda głupkowatych, samolubnych wywern, pomyślał Sir CharlieIFabrykaZapałek. Już wkrótce rozpocznie się rewolucja, obalą władzę smoków, a potem… Potem wprowadzi swój plan w życie… Wielki plan… O tak… Tymi głupimi gadami da się manipulować jak kukiełkami. Jedyny problem, oprócz smoków, stanowi przewodniczący... Sir CharlieIFabrykaZapałek zerknął z ukosa na przewodniczącego, który stał zamyślony. On jest inny, jest silniejszy i mądrzejszy… Może się domyślić. Dlatego musi się go pozbyć. Za wszelką cenę.
- No cóż… W takim bądź razie nie muszę chyba pytać się kto jest przeciw…? – przewodniczący wyprostował się.
Jedyny Sir MamStracha niepewnie uniósł ogon, ale szybko go opuścił, widząc dwadzieścia czerwonych, rządnych krwi par oczu skierowanych w jego stronę.
***
Harry bawił się swoimi figurkami. Siedział na dywanie w salonie i ustawiał plastikowy zamek z wysoką wieżą. Na jej szczycie umieścił miniaturkę księżniczki w różowej sukni i złotej koronie ozdabianej brylantami. Nazwał ją Rose. U wrót zamku postawił figurki trzech rycerzy w zbrojach i z ogromnymi mieczami za pasami. Kaspra, Melbiora i Baltazaura. Gdy już wszystko stało na swoim miejscu, Harry chwycił księżniczkę Rose i piskliwym głosem szepnął:
- Och! Och! Jestem księżniczka Rose! Błagam, pomóżcie mi! Zostałam zamknięta w tej wieży przez złego smoka!
Harry postawił Rose na szczycie wieży i podniósł Kaspra.
- Nie bój się piękna księżniczko! Przybywamy z honorem, aby cię wyzwolić!
- Och! Och! Dziękuję! W zamian otrzymacie pół królestwa i moją rękę! – Harry uniósł postać księżniczki i delikatnie ułamał jej palec, po czym położył go przed rycerzami. – A tu macie zaliczkę!
Brama zamku uniosła się powoli, a stało się tak, ponieważ Harry zakręcił korbką, która odpowiadała właśnie za te wspaniałe wrota. Trzej rycerze przekroczyli je ostrożnie.
- Tylko uważajcie na smoka! – krzyknęła jeszcze księżniczka Rose, zanim brama opadła z hukiem.
Biedni, głupi rycerze, pomyślał Harry. Trochę mi ich żal… W bajkach zawsze wygrywały smoki, a oni przegrywali. Ale, w sumie, przecież ci rycerze nie byli tacy źli... Chcieli tylko uratować księżniczkę. Chociaż mama czasami wspominała, że smoki w bajkach nie są tak naprawdę dobre. Na końcu każdej opowieści mówiła, że te smoki były złymi smokami, ponieważ nie myły zębów po posiłku, a każdy wie, że zbroja wchodzi między zęby i powoduje próchnicę.
Harry westchnął. Już za chwilę sam miał zmierzyć się z problemem zbroi między zębami.
***
Dalszy ciąg... Niebawem! I nie wiem, czy mam wklejać tych Asasynów, czy nie, bo osobiście uważam, że to było bardzo marne. Tak też mi powiedzieli na innym forum, ale to szczegół.
Ach tak, i jakby co to wszelkie błędy językowe, czy cokolwiek, jest zamierzone, więc proszę nie walcie mi tekstów typu: "Nie mówi się 'z honorem'!!!".
***
Sir Mersie ściągnął ze szponów białe rękawiczki i jeszcze raz spojrzał na swoje dzieło. W dole, u stóp wieży, widniała sporych rozmiarów czerwona plama.
Biedny Sir Richard, pomyślał. Po tym ostatnim wypadku, gdy złamał skrzydła i nie mógł latać, był bardzo ostrożny i uważał by się nie nadwyrężać. Cóż za szkoda, że jeszcze nie do końca wyzdrowiał, gdy próbował odfrunąć z wieży.
Sir Mersie uśmiechnął się z zadowoleniem. To było zabójstwo doskonałe.
Schował swój nóż do pochwy i rozprostował skrzydła. Jeszcze raz upewnił się, czy nie pozostawił żadnych śladów morderstwa, po czym odleciał. Mknąc po nocnym niebie, muskany bladym światłem księżyca, z świstem wiatru w uszach, kierował się w stronę domu. Latanie nocą było zabronione, ale nie przejmował się tym. Skoro było zabronione, to po co ktoś miałby to robić? Policja nie zawracała sobie głowy tym problemem. Dlaczego było zakazane? Przecież na ogół większość gadów widzi w nocy. Ba, świetnie sobie radzą nawet w egipskich ciemnościach! Problem tkwi w tym, że w nocy nie pracuje policja. Nie mają nocnych zmian, tudzież nie wiszą w powietrzu z radarami prędkości i alkomatami. Oczywiście, mogliby, gdyby im się chciało. Ale ponieważ nie chce, po prostu zakazali latania po nocach, pisząc oto takie oświadczenie:
„W imieniu prawa i sprawiedliwości, zakazujemy wam latać w nocy. A jeśli ktoś nie będzie przestrzegał tego przepisu, dostanie zakaz spożywania alkoholu przez najbliższy Gaderiański rok!”
To wystarczyło, by wszystkie gady w mieście pilnie przestrzegały zakazu. Tak się tym przejęły, iż całkowicie zapomniały o tym, że alkohol w całym państwie i tak jest zakazany.
Sir Mersie wylądował w swoim ogrodzie. Wytrzepał garnitur i srebrnym kluczem otworzył drzwi do domu. Posiadłość była zbudowana z kamienia i miała dwa piętra. Miała niewielki ogródek z tyłu, w którym stała stara szopa. Dom znajdował się przy ulicy Rynsztoków. Nad potężnymi, drewnianymi drzwiami od strony ulicy, widniał wielki, czarny szyld z białym napisem:
„Cięteostrze Familia Sp. z(ł)o.o.”
Poniżej był namalowany zakrwawiony nóż, nad którym widniał czerwony napis:
„Skrytobójstwo.”
Skrytobójca przekroczył próg swojej siedziby i zdjął buty. Ciężkim krokiem udał się do kuchni, gdzie zaparzył sobie herbaty. Z salonu dobiegło go ciche mlaskanie.
- Harry! Miałeś już dawno leżeć w łóżku! – oznajmił z lekkim zaskoczeniem w głosie, gdy ujrzał swojego syna pochłaniającego marcepanową księżniczkę.
- Przepraszam tatku, ale nie chciało mi się spać… - Harry spuścił wzrok.
Ojciec uśmiechnął się. Jego syn przyzwyczaił się do nocnego trybu życia.
- Nic nie szkodzi, Harry… Ale teraz do łóżka marsz!
- Tak jest! – Harry zasalutował i wbiegł po schodach do swojego pokoju.
Sir Mersie westchnął i pociągnął łyk herbaty. Harry był bardzo posłusznym smoczątkiem. A to było złe. Jego ojciec był skrytobójcą. Smoczym skrytobójcą. Jego praca na ogół polegała na łamaniu praw. „Nie zabijaj”, „nie lataj w nocy”, „nie będziesz posiadał gumowej kaczuszki”*… Chciał, aby jego syn przejął rodzinny interes. Ale on najwyraźniej tego nie rozumiał. Był grzeczny, w przedszkolu przestrzegał tamtejszych „złotych zasad małego gada”, nikogo nie bił, nie kradł zabawek… Był… smoczym aniołkiem. Normalnie, każdy rodzic byłby dumny z takiego dziecka. Ale nie on. Nie Sir Mersie.
Skrzywił się. Usłyszał cichy tupot małych stóp.
- Tato, zapomniałem ci coś powiedzieć! – Harry stał na przedostatnim stopniu schodów.
- O czym?
- Wiem, kim chcę zostać jak dorosnę!
- Kim?
- Policjantem!
Sir Mersie upuścił na podłogę filiżankę herbaty.
***
*Produkcja gumowych kaczuszek** została zabroniona od czasu wypadku w Rivertham, gdy jeden z klasztornych mnichów został zaatakowany podczas kąpieli przez jedną z kaczuszek, którą opętał szatan. Nikt mu nie uwierzył, ale na wszelki wypadek zakazano ich produkcji.
**Tak, chodzi o te, zapewne dobrze znane Ci, małe, żółte i piszczące kaczuszki***, którymi bawisz się w kąpieli.
***Które często stanowią idealny przedmiot do odprawiania rytuałów satanistycznych.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Meryiel dnia Nie 20:46, 13 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|